O chodzeniu po ścianach, kupowaniu książek i szukaniu siebie
Jak powszechnie wiadomo, czas siedzenia w domu może się dość znacząco wydłużyć. Osobiście po ponad dwutygodniowej izolacji znajduję zarówno plusy, jak i minusy całej sytuacji. Długotrwałe zamknięcie i brak możliwości robienia czegokolwiek związanego z opuszczeniem budynku, skłoniło mnie do kilku przemyśleń nad sobą - tym co robię, jak postrzegam siebie i świat, jak się czuję, co chciałabym zrobić i jak reaguję na otaczający mnie świat. Dokonałam niezwykle niepokojącego odkrycia i pomyślałam, że właściwie każdy prawdopodobnie wyciągnąłby zbliżone wnioski.
Otóż, osobą, która odpowiada za to, że moje życie nie wygląda tak jakbym chciała, jestem ja. Niezbyt odkrywcze powiecie? No tak, przecież teraz wszędzie pełno jest filmików, artykułów o braniu życia w swoje ręce, że tylko od nas zależy jak wygląda nasze jestestwo, ale spójrzmy prawdzie w oczy... Ile z nas? tak naprawdę nosi w sobie tę świadomość? Czy myśląc sobie, że zawsze chciałeś zrobić coś co ta i ta osoba, stwierdzasz "szkoda, że sobie na to nie pozwoliłem" albo "jeszcze wszystko przede mną, czas to zmienić" czy może raczej coś w stylu "no tak, nie mam niestety to tego talentu" albo "a bo rodzice...", "to przez Ankę z 3h...", "mi nikt nie pomógł, nie dostałem szansy...", "nie było mi pisane..." etc. etc.? No właśnie... Jednak ja wreszcie w pełni to poczułam, tym razem chyba naprawdę to do mnie dotarło, dlatego teraz, kiedy tyle czasu spędzam sama ze sobą, zdecydowałam się podjąć działania, by nad tym popracować. Właściwie na wszystkich możliwych płaszczyznach. przyszedł czas, żebym poznała siebie, swoje mocne i słabe strony, postarała się odkryć jakim jestem człowiekiem, żeby na tej podstawie móc stworzyć człowieka, którym chcę być. Szukam sobie coraz to nowych zajęć, szukam co mogłoby mnie zainteresować, rozwinąć, próbuję wyeliminować lenistwo, zniechęcenie i prokrastynację. Wydaje mi się, że jeszcze długo nie trafi mi się do tego lepsza okazja, dlatego, chociaż wcale nie jest łatwo, bardzo się staram i przełamuję kolejne bariery, które istnieją przede wszystkim w mojej głowie. Oczywiście, że raz jest lepiej, a raz gorzej, kiedy coś mi się nie uda wkurzam się dziesięć razy bardziej niż zazwyczaj, ale jeśli skutki moich działań okażą się takie jak planowałam, to cieszę się jak dziecko, daje mi to niesamowitego kopa do działania. Nie chcę brzmieć jak jakiś słaby "kołcz", który powtarza jedynie "dawaj, weź swój los w swoje ręce", jednak wydaje mi się, że praca nad sobą i próba samodoskonalenia może znacząco poprawić jakość naszego życia i samoocenę. Powoli zaczynam odczuwać pozytywne skutki podjętych przeze mnie działań, odnalazłam coś co mnie interesuje i sprawia mi przyjemność, rozwijam pasje, które zarzuciłam tylko dlatego, że nie byłam zadowolona ze swojego poziomu. Mam wrażenie, że oczekiwałam, że postęp przyjdzie sam, bez mojego zaangażowania. Pisząc to, naprawdę wierzę, że jeszcze wiele rzeczy mogę się o sobie dowiedzieć, wiele odkryć i w wielu dziedzinach się sprawdzić. Może ułatwi mi to wybór mojej dalszej ścieżki życiowej? Kto wie? W swoich poszukiwaniach i odkryciach natknęłam się na wiele osób, które kiedyś dawno zdecydowało się na odważny krok, rozpoczęło działalność, nie bało się, że coś może nie wyjść i po prostu dało sobie szansę. Bardzo mnie to inspiruje, bo wydaje mi się, że każdy może otrzymać taką szansę o ile pozwoli sobie spróbować, może porażka nauczy go czegoś, pokaże, że tak naprawdę jego konikiem jest coś całkiem innego i w ten sposób finalnie osiągnie to co początkowo chciał.
Ostatnio też ogarnęłam jak strasznie absurdalne bywa moje myślenie. Jeszcze niedawno (nadal czasem to robię) bardzo bałam się publikować i chwalić się tym co robię, co lubię, myśląc, że moi "dalsi znajomi" (czyt. ludzie z którymi nie utrzymuję kontaktu, ale znamy się i mogłabym ich spotkać na ulicy) gdzieś tam siedzą, śledząc moją działalność i perfidnie się z niej nabijają. Sądziłam, że tylko czekają aż zbiorą się w swojej grupce i będą mogli ze mnie grupowo ponabijać, a potem będą na mnie polować, żeby przy najbliższym "przypadkowym" spotkaniu zaśmiać mi się w twarz. Głupie co? Na szczęście uświadomiłam sobie, że to co robię może im się no nie wiem... spodobać na przykład (szok!), a nawet jeśli nie, to prawdopodobnie niezbyt ich interesować. Praktycznie nie uczestniczymy w swoich życiach, mamy wspólne wspomnienia, to prawda, ale nic nas już dłużej nie łączy, oni mają swoich przyjaciół, swoje problemy, radości, smutki i sukcesy, a ja swoje. Skoro ja nie zbieram wszystkich naszych wspólnych znajomych i nie robię "o matko a widziałaś co ta Andżela ostatnio wstawiła na insta? Żałosne!", to dlaczego oni mieliby to robić? Zresztą, jeśli nawet tak jest, to jaki to ma wpływ na mnie? z większością z nich nawet nigdy się nie minęłam, już nie wspominając o jakiejkolwiek interakcji... No błagam! Potrafię nie przejmować się tym co sobie pomyślą obcy ludzie, którzy w każdej chwili mogą wskoczyć do mojego życia (tak, wiem, mało prawdopodobne), a martwię się osobami, które już z niego wyszły? Absurdalne.
Uwaga, mały przeskok czasowy. Mamy nowy dzień i wczoraj wieczorem zrobiłam coś umiarkowanie głupiego, co przyniosło fajne skutki, więc postanowiłam się tym podzielić, bo jest związane z głównym tematem posta. Ale najpierw krótkie wprowadzenie do historii. Od jakiegoś czasu nosiłam się z chęcią zrobienia sobie grzywki, trochę a'la Brigitte Bardot, raz nawet byłam u fryzjera, pokazałam pani zdjęcie efektu, który chciałam osiągnąć i wyszłam z czymś całkowicie innym... Dlatego później było mi trochę szkoda pieniędzy i czasu na kolejne nieudane próby. No, a teraz chcąc nie chcąc jestem uziemiona. Miałczałam moim kilku znajomym, że mi się tak ta fryzura podoba, ja taką chcę i tak dalej, i tak dalej. Na co oni doradzili mi, żeby zrobiła sobie taką własnoręcznie sprawiła. Bardzo chciałam, ale jeszcze bardziej się bałam. Jakiś taki irracjonalny paraliżujący lęk przed tym, że nie wyjdzie, co powie moja mama, że zniszczę sobie włosy. W odpowiedzi słyszałam, że jak się nie uda to do powrotu do cywilizacji mi odrosną. Ta myśl wydawała się coraz bardziej kusząca. Oglądnęłam milion tutoriali, niektóre po kilka razy, wzięłam nożyczki i stchórzyłam... Podcięłam dosłownie z centymetr. Jednak po jakiejś... godzinie? Postanowiłam ciachnąć krócej! Kolejny centymetr... Różnica żadna. Aż w końcu oglądnęłam tutorial po raz kolejny i stwierdziłam wszystko albo nic. No i jak się pewnie domyślacie, zostałam ogrzywkowana. Nie żałuję absolutnie, wyszło naprawdę fajnie (nie, to nie jest tylko moja opinia). Bardzo mnie to podbudowało, dlatego że po pierwsze okazało się, że nie jestem całkowitą ciamajdą, po drugie przełamałam jakąś swoją barierę, wyszłam poza strefę komfortu i spodobało mi się i po trzecie... właściwie to nie wiem, ale jakoś tak głupio brzmiały tylko dwa elementy wyliczanki. No w każdym razie, to doświadczenie podniosło mi samoocenę i zmotywowało do dalszego działania. Było fajnie.
Reasumując, absolutnie nie mówię, że absolutnie wszystko co dzieje się wokół nas to tylko i wyłącznie nasza wina lub zasługa, bo różne rzeczy się zdarzają i otoczenie ma na nas bardzo duży wpływ. Chodzi mi tylko i wyłącznie o to, że nasze życie jest od nas zależny w większym stopniu niż nam się zdaję. Wydaje mi się, że działania mające na celu uszczęśliwienie nas i wsparcie nas w drodze do samospełnienia nie mogą nikomu zaszkodzić, a co najwyżej sprawić, że będziemy szczęśliwsi. A Ty, kiedy ostatnio zrobiłeś coś czego bardzo się bałeś, spróbowałeś czegoś nowego, albo odnowiłeś stare pasje? Może najwyższy czas żebyś to zrobił?
Otóż, osobą, która odpowiada za to, że moje życie nie wygląda tak jakbym chciała, jestem ja. Niezbyt odkrywcze powiecie? No tak, przecież teraz wszędzie pełno jest filmików, artykułów o braniu życia w swoje ręce, że tylko od nas zależy jak wygląda nasze jestestwo, ale spójrzmy prawdzie w oczy... Ile z nas? tak naprawdę nosi w sobie tę świadomość? Czy myśląc sobie, że zawsze chciałeś zrobić coś co ta i ta osoba, stwierdzasz "szkoda, że sobie na to nie pozwoliłem" albo "jeszcze wszystko przede mną, czas to zmienić" czy może raczej coś w stylu "no tak, nie mam niestety to tego talentu" albo "a bo rodzice...", "to przez Ankę z 3h...", "mi nikt nie pomógł, nie dostałem szansy...", "nie było mi pisane..." etc. etc.? No właśnie... Jednak ja wreszcie w pełni to poczułam, tym razem chyba naprawdę to do mnie dotarło, dlatego teraz, kiedy tyle czasu spędzam sama ze sobą, zdecydowałam się podjąć działania, by nad tym popracować. Właściwie na wszystkich możliwych płaszczyznach. przyszedł czas, żebym poznała siebie, swoje mocne i słabe strony, postarała się odkryć jakim jestem człowiekiem, żeby na tej podstawie móc stworzyć człowieka, którym chcę być. Szukam sobie coraz to nowych zajęć, szukam co mogłoby mnie zainteresować, rozwinąć, próbuję wyeliminować lenistwo, zniechęcenie i prokrastynację. Wydaje mi się, że jeszcze długo nie trafi mi się do tego lepsza okazja, dlatego, chociaż wcale nie jest łatwo, bardzo się staram i przełamuję kolejne bariery, które istnieją przede wszystkim w mojej głowie. Oczywiście, że raz jest lepiej, a raz gorzej, kiedy coś mi się nie uda wkurzam się dziesięć razy bardziej niż zazwyczaj, ale jeśli skutki moich działań okażą się takie jak planowałam, to cieszę się jak dziecko, daje mi to niesamowitego kopa do działania. Nie chcę brzmieć jak jakiś słaby "kołcz", który powtarza jedynie "dawaj, weź swój los w swoje ręce", jednak wydaje mi się, że praca nad sobą i próba samodoskonalenia może znacząco poprawić jakość naszego życia i samoocenę. Powoli zaczynam odczuwać pozytywne skutki podjętych przeze mnie działań, odnalazłam coś co mnie interesuje i sprawia mi przyjemność, rozwijam pasje, które zarzuciłam tylko dlatego, że nie byłam zadowolona ze swojego poziomu. Mam wrażenie, że oczekiwałam, że postęp przyjdzie sam, bez mojego zaangażowania. Pisząc to, naprawdę wierzę, że jeszcze wiele rzeczy mogę się o sobie dowiedzieć, wiele odkryć i w wielu dziedzinach się sprawdzić. Może ułatwi mi to wybór mojej dalszej ścieżki życiowej? Kto wie? W swoich poszukiwaniach i odkryciach natknęłam się na wiele osób, które kiedyś dawno zdecydowało się na odważny krok, rozpoczęło działalność, nie bało się, że coś może nie wyjść i po prostu dało sobie szansę. Bardzo mnie to inspiruje, bo wydaje mi się, że każdy może otrzymać taką szansę o ile pozwoli sobie spróbować, może porażka nauczy go czegoś, pokaże, że tak naprawdę jego konikiem jest coś całkiem innego i w ten sposób finalnie osiągnie to co początkowo chciał.
Ostatnio też ogarnęłam jak strasznie absurdalne bywa moje myślenie. Jeszcze niedawno (nadal czasem to robię) bardzo bałam się publikować i chwalić się tym co robię, co lubię, myśląc, że moi "dalsi znajomi" (czyt. ludzie z którymi nie utrzymuję kontaktu, ale znamy się i mogłabym ich spotkać na ulicy) gdzieś tam siedzą, śledząc moją działalność i perfidnie się z niej nabijają. Sądziłam, że tylko czekają aż zbiorą się w swojej grupce i będą mogli ze mnie grupowo ponabijać, a potem będą na mnie polować, żeby przy najbliższym "przypadkowym" spotkaniu zaśmiać mi się w twarz. Głupie co? Na szczęście uświadomiłam sobie, że to co robię może im się no nie wiem... spodobać na przykład (szok!), a nawet jeśli nie, to prawdopodobnie niezbyt ich interesować. Praktycznie nie uczestniczymy w swoich życiach, mamy wspólne wspomnienia, to prawda, ale nic nas już dłużej nie łączy, oni mają swoich przyjaciół, swoje problemy, radości, smutki i sukcesy, a ja swoje. Skoro ja nie zbieram wszystkich naszych wspólnych znajomych i nie robię "o matko a widziałaś co ta Andżela ostatnio wstawiła na insta? Żałosne!", to dlaczego oni mieliby to robić? Zresztą, jeśli nawet tak jest, to jaki to ma wpływ na mnie? z większością z nich nawet nigdy się nie minęłam, już nie wspominając o jakiejkolwiek interakcji... No błagam! Potrafię nie przejmować się tym co sobie pomyślą obcy ludzie, którzy w każdej chwili mogą wskoczyć do mojego życia (tak, wiem, mało prawdopodobne), a martwię się osobami, które już z niego wyszły? Absurdalne.
Uwaga, mały przeskok czasowy. Mamy nowy dzień i wczoraj wieczorem zrobiłam coś umiarkowanie głupiego, co przyniosło fajne skutki, więc postanowiłam się tym podzielić, bo jest związane z głównym tematem posta. Ale najpierw krótkie wprowadzenie do historii. Od jakiegoś czasu nosiłam się z chęcią zrobienia sobie grzywki, trochę a'la Brigitte Bardot, raz nawet byłam u fryzjera, pokazałam pani zdjęcie efektu, który chciałam osiągnąć i wyszłam z czymś całkowicie innym... Dlatego później było mi trochę szkoda pieniędzy i czasu na kolejne nieudane próby. No, a teraz chcąc nie chcąc jestem uziemiona. Miałczałam moim kilku znajomym, że mi się tak ta fryzura podoba, ja taką chcę i tak dalej, i tak dalej. Na co oni doradzili mi, żeby zrobiła sobie taką własnoręcznie sprawiła. Bardzo chciałam, ale jeszcze bardziej się bałam. Jakiś taki irracjonalny paraliżujący lęk przed tym, że nie wyjdzie, co powie moja mama, że zniszczę sobie włosy. W odpowiedzi słyszałam, że jak się nie uda to do powrotu do cywilizacji mi odrosną. Ta myśl wydawała się coraz bardziej kusząca. Oglądnęłam milion tutoriali, niektóre po kilka razy, wzięłam nożyczki i stchórzyłam... Podcięłam dosłownie z centymetr. Jednak po jakiejś... godzinie? Postanowiłam ciachnąć krócej! Kolejny centymetr... Różnica żadna. Aż w końcu oglądnęłam tutorial po raz kolejny i stwierdziłam wszystko albo nic. No i jak się pewnie domyślacie, zostałam ogrzywkowana. Nie żałuję absolutnie, wyszło naprawdę fajnie (nie, to nie jest tylko moja opinia). Bardzo mnie to podbudowało, dlatego że po pierwsze okazało się, że nie jestem całkowitą ciamajdą, po drugie przełamałam jakąś swoją barierę, wyszłam poza strefę komfortu i spodobało mi się i po trzecie... właściwie to nie wiem, ale jakoś tak głupio brzmiały tylko dwa elementy wyliczanki. No w każdym razie, to doświadczenie podniosło mi samoocenę i zmotywowało do dalszego działania. Było fajnie.
Reasumując, absolutnie nie mówię, że absolutnie wszystko co dzieje się wokół nas to tylko i wyłącznie nasza wina lub zasługa, bo różne rzeczy się zdarzają i otoczenie ma na nas bardzo duży wpływ. Chodzi mi tylko i wyłącznie o to, że nasze życie jest od nas zależny w większym stopniu niż nam się zdaję. Wydaje mi się, że działania mające na celu uszczęśliwienie nas i wsparcie nas w drodze do samospełnienia nie mogą nikomu zaszkodzić, a co najwyżej sprawić, że będziemy szczęśliwsi. A Ty, kiedy ostatnio zrobiłeś coś czego bardzo się bałeś, spróbowałeś czegoś nowego, albo odnowiłeś stare pasje? Może najwyższy czas żebyś to zrobił?
Komentarze
Prześlij komentarz