O (nie)wierze
Ze statystyk wynika, że w naszym kraju przeważająca część ludzi jest identyfikuje się z wyznaniem rzymskokatolickim. Powiedzmy sobie jednak szczerze, te statystyki są nic nie warte w obliczu stanu rzeczywistego. To, że ludzie deklarują przynależność do wyznania wcale nie oznacza, że faktycznie w to wierzą. Dlaczego?
Otóż kluczowymi słowami są w tym przypadku: presja i brak zrozumienia. Co przez to rozumiemy?
Presja - oddziaływanie na kogoś mające go skłonić lub zmusić do czegoś.
Otóż kluczowymi słowami są w tym przypadku: presja i brak zrozumienia. Co przez to rozumiemy?
Presja - oddziaływanie na kogoś mające go skłonić lub zmusić do czegoś.
słownik języka polskiego PWN
Ostatnio bardzo popularnym hasłem jest presja społeczna. Nie ma co się dziwić, pełno jej wokół nas. Chociaż mam wrażenie, że wśród młodego pokolenia jest coraz większa tolerancja dla osób o odmiennym wyznaniu, a także dla niewierzących, jednak starsi, dorośli ludzie, którzy niewątpliwie pełnią w naszych życiach istotną rolę często nie mają tyle zrozumienia. Narzucają nam swoje poglądy, stosując - świadomie lub nie - szantaż emocjonalny. Na przykładzie mojej koleżanki (mam nadzieję, że się nie obrazisz), która nie chce ranić swoich rodziców swoimi odmiennymi przekonaniami. Każda próba rozmowy kończy się krzykiem i kłótnią, a przecież to są jej najbliżsi! To od niej usłyszałam mądre słowa: chcą żebym kiedyś była w Niebie i wierzą, że jeżeli odejdę od Kościoła to nie będę w Niebie. Dlatego właśnie to wszystko jest takie skomplikowane. Nasi rodzice chcą dla nas jak najlepiej, stąd ich zamknięcie na nasze argumenty. Martwią się o nas i naszą przyszłość - życie po śmierci, w którego istnienie przez całe swoje życie wierzyli.
Zresztą szkoła również narzuca nam trochę punkt widzenia. Jeśli tylko nasi rodzice są wierzący, to oczywiście zapiszą nas na lekcje religii, na których - w szkole podstawowej - miły ksiądz, katechetka, czy siostra zakonna zacznie nam tłumaczyć w co my właściwie wierzymy (bo skoro tam jesteśmy to na pewno w to wierzymy, niezależnie od tego czy jesteśmy już świadomymi ludźmi, czy tylko dziećmi, które dopiero poznają świat), a następnie przygotują nas byśmy grzecznie w równym rządku poszli z innymi dziećmi do Pierwszej Komunii. Potem przychodzi gimnazjum, po raz pierwszy na religii jest obszerniej poruszany temat innych wyznań, wtedy zazwyczaj zaczynamy się zastanawiać czy na prawdę wierzymy w to co nasi rodzice i wtedy zazwyczaj rozpoczynamy przygotowania do Bierzmowania, a tym samym po raz kolejny zalewa nas presja, więc przystępujemy do niego, bo inaczej babcia się do nas nie odezwie, a rodzice wydziedziczą. I teraz etap, który dopiero rozpoczynam - liceum. Sama przystąpiłam do bierzmowania, chociaż nie wynikało to z mojej wewnętrznej potrzeby, a raczej z tego, że wszyscy szli, to ja też. No więc idę sobie do liceum, wybierzmowana i przygotowana na kolejne dwie godziny tygodniowo, na których dowiem sie jak bardzo beznadziejnym katolikiem jestem. Tymczasem tak się nie stało. Trafiłam na całkiem fajnego katechetę, którego interesuje nasze zdanie na różne, nawet kontrowersyjne tematy. Nie bulwersuje się, kiedy mówimy o naszych wątpliwościach, wszystko tłumaczy i rozumie, że niektóre rzeczy po prostu do nas nie przemawiają. To jest bardzo komfortowe, naprawdę.
Młodzi ludzie nie mają łatwo w Polsce, właściwie są ograniczani. Próbuje się nas zaprogramować na katolików, którymi byli nasi rodzice i dziadkowie, a nie pozwala nam się myśleć samodzielnie i mieć własne poglądy. Tutaj właściwie zaczyna się nasza rola - czy chcemy, żeby nasze dzieci spotkały się w przyszłości z tym z czym my teraz? Wszystko leży w naszych rękach, czas się nad tym zastanowić.
Komentarze
Prześlij komentarz